poniedziałek, 21 sierpnia 2017

25. "Gastronautka" - Róża Wigeland.


Pewnego dnia pewna mała dziewczynka siada w kawiarni, zamawia dla siebie bitą śmietanę i siedząc przy stoliku marzy o tym, aby móc w takim miejscu spędzać jak najwięcej czasu. Kawiarnia wydaje się jej tak magicznym i fascynującym miejscem, że najchętniej by z niego nie wychodziła. Tego odczucia nie może jej popsuć nawet fakt, że zamówiona bita śmietana nie smakuje tak, jak sobie to wyobrażała...  Ta mała dziewczynka nie przypuszcza jeszcze, że kiedy dorośnie będzie spędzać w takim miejscu mnóstwo czasu – żeby nie powiedzieć, że będzie spędzać tam prawie całe dnie.

Z tą małą dziewczynką ponownie spotykamy się po latach, kiedy jest już dorosłą kobietą, szukającą pracy w restauracji, albo w pubie. Od tego momentu książka pisana jest, jak pewnego rodzaju pamiętnik opisujący pracę w gastronomii. 

Niech jednak nie zrazi Was temat przewodni książki. Nie znajdziemy w niej przepisów, bo nie jest to książka kucharska. Autorka opisuje pracę w gastronomii tak ciekawie, że książkę się czyta jednym tchem.
Dla mnie – laika w kwestii pracy jako kucharz, czy kelner - książka była swoistą skarbnicą informacji o tym, jak taka działalność restauracji wygląda od strony jej zaplecza. Czytanie „Gastronautki“ wiązało się dla mnie z czytaniem o czymś, o czym miałam dotąd tylko nikłe pojęcie. Owszem miałam jakieś wyobrażenie, jak taka praca może wyglądać, ale nie zdawałam sobie sprawy z bardzo wielu aspektów związanych z tymi zawodami.


            Nie sądziłam, że w pubie w Anglii, gdzie pracuje główna bohaterka jest z góry określona ilość czasu na podanie gościom zamówionego przez nich dania. Czas ten wyświetla się na ekranie w kuchni, a gdy zostanie przekroczony, klient ma prawo domagać się zwrotu pieniędzy.
Czy wiedzieliście, że obsługa sali ma przypięte przy paskach coś w rodzaju pagera, który wibrując informuje, że danie zamawiane przez klienta jest już do odbioru z kuchni i należy je zanieść do stolika?
Albo, czy ktoś z Was wiedział, że przygotowane danie stawiane jest przez kucharza na specjalnej podgrzewanej półce. Kelner ma mało czasu, by taki talerz stamtąd zabrać, bo gdy takie danie czeka zbyt długo, talerz robi się za gorący, aby można było normalnie złapać i zanieść bezpiecznie do klienta?
Nie wiem, czy podobnie jest u nas w kraju, ale przeczytanie o tym było to dla mnie całkowitym zaskoczeniem.

            Róża Wigeland w swojej książce przeprowadza czytelnika przez morze najprzeróżniejszych sytuacji i zdarzeń, które zapewne spotykają personel bardzo  często: zbyt mała obsada pracowników na sali, zbyt duża ilość klientów, a każdy z nich musi otrzymać swoje zamówienie na czas. Problematyczni klienci po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu lub młoda dziewczyna po zażyciu narkotyków.
To wszystko i o wiele więcej możemy znaleźć w „Gastronautce“

            Książka ta nie jest love story, romanich, sensacją, czy thrillerem a czyta się ją jak świetną powieść przygodową – wciągnęła mnie od pierwszej strony.  To książka, w której nie znajdziemy zbyt dużej ilości dialogów, a bardzo dużo opisów. Czytanie ich nie jest jednak w żadnym momencie męczące lub uciążliwe. Narracja w pierwszej osobie nadaje autentyczności i wiarygodności a także pozwala na wczucie się w postać głównej bohaterki – jej przemyślenia, obserwacje, a także wykonywaną pracę.

            Muszę jeszcze wspomnieć o urokliwej okładce książki, która przyciągnęła moją uwagę przy wyborze kolejnej powieści do zrecenzowania (choć staram się nie oceniać książek po okładce).

            Książkę czyta się naprawdę przyjemnie, niejednokrotnie z uśmiechem na ustach, gdy głównej bohaterce przydarzają się w pracy zabawne sytuacje.
Dzięki „Gastronautce“  wiem już, że będąc w restauracji na pewno w inny sposób już będę patrzeć na pracę personelu – to także tylko ludzie, którzy mają swoje problemy, złe chwile, czy gorsze dni. Na pewno należy na ich pracę spojrzeć z większą wyrozumiałością. Nie stawiać się z góry na pozycji „jestem klientem i mam do wszystkiego prawo“... Kelner, kucharz, menager sali, barman to tacy sami ludzie, jak Ty i ja – nie możemy o tym zapominać.

Po przeczytaniu książki Róży Wigeland z czystym sumieniem mogę napisać, że polecam tą powieść – naprawdę dobrze się bawiłam przy jej czytaniu. 

Za możliwość przeczytania „Gastronautki“ dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

czwartek, 17 sierpnia 2017

24. Znaki życia. Tom drugi- Wioletta Milewska

 
          


              Kiedy sięgałam po drugi tom „Znaków życia” Wioletty Milewskiej, wiedziałam już jakiej tematyki się spodziewać, ale mimo wszystko autorce udało się mnie niejednokrotnie zaskoczyć… Niekoniecznie pozytywnie… Autorka kontynuuje opowieść o losach trzech bohaterek, które znamy z pierwszego tomu. Czy życie kobiet się zmieniło na lepsze?

            Malwina cały czas boryka się z niewiernością męża. Wysłała już do sądu pozew rozwodowy  i teraz czeka na ustalenie terminu pierwszej rozprawy. Zbiera dowody, które miałyby potwierdzić zdrady jej małżonka, bo wie, że ten nie będzie chciał zgodzić się na rozwód.
Stara się unikać Błażeja i nie dawać się sprowokować do kłótni, czy awantury. Mężczyzna stacza się coraz bardziej, a odkąd Malwina nie zwraca już mu uwagi, by dbał o wygląd, przestał już nawet zmieniać ubranie na świeże. 

            Czy problemy Malwiny zakończą się rozwodem? Niestety nie…
Kobieta nawet w najgorszych snach nie przypuszcza, że Błażej będzie zdolny do skrzywdzenia jej…

            Mąż Malwiny  za namową swojego ojca – zwyrodnialca dokonuje czynu, którego chyba żadna kobieta nie jest w stanie zapomnieć, ani tym bardziej wybaczyć…

„To tylko głupia baba! (…) Baba nie jest od myślenia! (…) Się domyśliła… Masz nią tak potrząsnąć, żeby jej się odechciało myślenia. (…) I życia!” – to są słowa wykrzyczane przez ojca Błażeja. 

Jednak najbardziej mną wstrząsnęło zdanie dodane na koniec rozmowy:
 „Przelecisz ją porządnie, to się uspokoi!”.

            Nie muszę chyba opisywać co działo się ze mną podczas czytania tej rozmowy i tego, co stało się później? Jak bardzo byłam wzburzona i wściekła?
Miałam uczucie totalnej gonitwy myśli i całej gamy odczuć… Od złości do współczucia, po smutek, wstręt i odrazę do tego typu zachowań ludzkich.
Nie będę opisywać co dalej będzie się działo z Malwiną i nie zdradzę więcej szczegółów. Myślę, że każdy powinien przeczytać sam.


            Sylwia, druga bohaterka książki postanawia wybrać się w podróż i odwiedzić męża, który coraz rzadziej się z nią kontaktuje. Leci do Mariana, mając nadzieję, że zrobi mu niespodziankę i, że spędzą ze sobą romantyczne chwile. Niestety to na nią czeka niespodzianka - niekoniecznie miła. Na miejscu okazuje się, że Marian od kilku lat prowadzi podwójne życie. Kolejna bohaterka książki okazuje się być regularnie zdradzana przez męża…

            Zdecydowałam się nie wspominać, co dzieje się z ostatnią bohaterką książki – Wiktorią. Nie dlatego, że jej życie staje się usłane różami. W jej życiu dzieje się bardzo dużo, także niekoniecznie dobrego i pozytywnego.
Autorka odsłania przed nami więcej tajemnic kobiety z jej dzieciństwa. Poznajemy więcej faktów z trudnych relacji Wiktorii z matką i z bratem. Niektóre historie spowodowały, że krew się we mnie zagotowała i zastanawiałam się, jak to jest możliwe, że matka może być tak okrutna wobec córki? Kim trzeba być, żeby kazać dziecku… zjeść za karę ceratę? 

            Po przeczytaniu drugiego tomu „Znaków życia” poczułam, że muszę przez jakiś czas odetchnąć od takich trudnych tematów, gdzie kobiety są szkalowane, poniżane, gdzie mężczyźnie wolno wszystko, bo kobieta jest jego własnością… Jak rzecz, jak zabawka, jak mebel. Takie traktowanie jest mi obce w moim życiu osobistym, ale nie są niestety obce wielu kobietom, żonom, matkom w naszym kraju i na świecie…

            Autorka bardzo dobitnie i w bardzo przejmujący sposób opowiada o życiu trzech kobiet, bohaterek obu tomów. Są to historie smutne, często przerażające i pozostawiające w czytelniku swoiste piętno i brak zgody na takie traktowanie. Każdej z bohaterek nie obce jest poniżenie, brak szacunku, zrozumienia i po prostu brak miłości… Każda z nich musi sama borykać się z problemami, nie mając żadnego wsparcia ze strony najbliższej rodziny. Do tego jeszcze odwieczny nakaz przekazywany przez pokolenia: żona musi szanować męża, ale mąż nie musi szanować żony. 
            Podczas czytania książki niejednokrotnie zastanawiałam się, jak ja poradziłabym sobie w podobnej sytuacji? Czy znalazłabym tyle siły co Malwina, by ponownie zaufać? Czy umiałabym się podnieść po tym wszystkim, czego doświadczyła z rąk męża? I wreszcie, czy umiałabym odzyskać wiarę w siebie i nie czuć obrzydzenia do mężczyzn? 
Nie umiem sobie na te pytania odpowiedzieć… Nie wiem, czy którakolwiek z czytelniczek będzie potrafiła na nie odpowiedzieć. Wiem natomiast, że książka pozostaje w nas gdzieś głęboko, ma się ją w sobie cały czas. Nawet kilka tygodni po jej przeczytaniu. Myślę, że to o to chodziło autorce  - aby zmusić czytelnika do refleksji, przemyśleń i zastanowienia. „Znaki życia” to nie jest książka, którą się szybko przeczyta i po przeczytaniu sięgnie po następną, natychmiast zapominając, co się przed chwilką czytało…. Dawno już żadna książka nie wzbudziła we mnie tylu emocji..

           Serdecznie polecam oba tomy tym, którzy lubią czytać książki niekoniecznie szczęśliwe, piękne, lukrowane i pocukrzone. To powieść dla tych, którzy doceniają literaturę, przy której trzeba myśleć, przy której raczej się nie odpoczywa, a po jej przeczytaniu czuje się człowiek, jak przemaglowany.
Takie właśnie są „Znaki życia” . Zapadają w pamięć. Na długo.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.


Wydawca: Psychoskok

wtorek, 8 sierpnia 2017

23. Znaki życia. Tom pierwszy - Wioletta Milewska


Dzisiejsza recenzja będzie podyktowana przez emocje, jakie mi towarzyszyły przy czytaniu książki – od smutku, rozgoryczenia, bezsilności po obezwładniającą wściekłość i chęć odreagowania. To recenzja książki, która wywróciła moje wnętrze, wypruła mnie z emocji, doprowadziła na skraj totalnego smutku, a zaraz potem do skrajnej wściekłości na niesprawiedliwość, chamstwo, prostactwo, ograniczenia wynoszone z rodzinnego domu i skrajny brak szacunku…

„Znaki życia” to dwutomowa powieść o życiu trzech kobiet mieszkających w pewnej mazurskiej wsi. Na pozór nic je nie łączy, ale z czasem czytelnik zaczyna odkrywać ich wzajemne relacje. 

Sylwia, Wiktoria i Malwina to młode kobiety, będące sąsiadkami w mazurskich Pietruchach. Niby każda z nich ma swoje życie, ale łączy je jedno – są nierozumiane, niedoceniane i nieszczęśliwe w związkach. Każda z nich próbuje w jakiś sposób walczyć o swoje małżeństwo – walczą o swoje życie, partnera, miłość... 

Malwina pewnego dnia odkrywa, że jej mąż Błażej chowa na poddaszu stodoły gazety dla dorosłych. Uznaje to za zdradę, ale w obliczu skruchy męża i jego obietnic, że to się więcej nie powtórzy, daje mu drugą szansę. Stopniowo jednak odkrywa kolejne tajemnice męża, których chyba wolałaby nigdy nie poznać? Jak zachować się w obliczu wielokrotnej zdrady partnera, który na domiar złego okazuje się być seksoholikiem? Uzależnionym od gazet i filmów dla dorosłych, pań, za których usługi trzeba płacić, aby wreszcie odkryć, że małżonek w niejednym domu u niejednej sąsiadki na wsi bywał w wiadomym celu… Przyłapany na gorącym uczynku wszystkiego się wypiera i winą za swój stan obwinia Malwinę. 

„Co miałem zrobić, jak byłaś taka?”- mówi. 

Tylko jaka była Malwina? Zajęta od świtu do nocy gospodarstwem, obrządkiem przy zwierzętach, plonami, zbiorami, wychowywaniem córki Niny i wreszcie zdobywaniem pieniędzy na utrzymanie rodziny, bo Błażej tego wcale nie robi. Mąż znikający na całe dnie, wszelkie prace przy gospodarstwie odwlekający w czasie, aż w końcu wykonuje je za niego żona? Błażej nie stara się i nie chce zrozumieć, że jego zachowanie to uzależnienie, a on sam doprowadza ich małżeństwo na skraj przepaści. Jego uzależnienie postępuje, a Malwina zaczyna za jego stan coraz bardziej obwiniać siebie.

„Bo ja nie potrzebuję tyle co on… ja mam za mało czasu… co ja mam robić? To moja wina… to przeze mnie… czemu ze mną nie rozmawia? … co ja takiego zrobiłam?”

Jej niska samoocena i brak wiary w siebie został zakorzeniony w domu rodzinnym. 


„Malwina miała bowiem złe wzorce wyniesione z domu rodzinnego, które nakazywały kobiecie za wszelką cenę utrzymać związek i dom oraz być uległą, a wręcz służalczą w stosunku do mężczyzny, mężczyźnie natomiast dawały całkowicie wolną rękę w każdej kwestii, z naciskiem na kwestię spożywania alkoholu w ogromnej obfitości, a bardziej uogólniając: pielęgnowania czynności nałogowych.”
 

Czy tak nie wygląda życie wielu kobiet na tym świecie? Brak szacunku do siebie samej wyniesiony  z rodzinnego domu rzuca się cieniem na całe dorosłe życie.. I szczęściem jest, gdy zwiąże ona z mężczyzną, który stopniowo, krok po kroku umacnia jej wiarę w siebie i w swoje „ja”. Nasze bohaterki nie miały niestety takiego szczęścia…


Wiktoria od dziecka została nauczona, „iż nie warto walczyć o swoje, bo to kosztuje dużo energii, a dóbr własnych i tak nie ma szansy odzyskać.”


              Kiedy do jej domu wprowadza się brat Tomek razem ze swoją dziewczyną Agatą, Wiktoria przyjmuje ich, wiedząc, że ta „wizyta” potrwa długo, bo młodzi budują dom. Nie mają skrupułów w wykorzystywaniu dobroci i gościnności kobiety. Pasożytują na niej, korzystając ze wszystkiego, co ma Wiktoria, sami nie dając w zamian absolutnie nic. Zatrudniają na budowie męża Wiktorii, Ksawerego, ale zamiast uczciwego wynagrodzenia za swoją pracę, mężczyzna otrzymuje komplet bielizny. Później już nawet tego nie dostaje i pracuje za darmo, zaniedbując prace gospodarskie i domowe.

             
              Z czasem Wiktoria odsłania przed czytelnikiem więcej swoich głęboko skrywanych tajemnic z dzieciństwa i powoli zaczynamy rozumieć, dlaczego kobieta nie potrafi się zbuntować. Dlaczego nie potrafi powiedzieć mężowi, bratu, dziewczynie brata, matce, że zwyczajnie ją wykorzystują i traktują, jak służącą…  Na dodatek, jakby tych wszystkich problemów było mało, kobieta odkrywa, że ktoś regularnie okrada ją i jej gospodarstwo. Kim jest złodziej? Czy Wiktorii uda się to ustalić?

            Trzecią bohaterką jest Sylwia, której mąż często wyjeżdża w delegacje i kobieta przez to spędza mnóstwo czasu samotnie, tęskniąc za ukochanym mężem, który nie ma wcale potrzeby, by skontaktować się z żoną i choćby  zapytać o jej samopoczucie, czy zapewnić o swoim uczuciu do niej.


Sylwię zaczynają nękać okropne bóle głowy, na które nie pomagają żadne lekarstwa, jakimi dysponuje kobieta. Są na tyle silne i uporczywe, że utrudniają jej funkcjonowanie, więc decyduje się na wizytę u lekarza. Ten zaleca niezwłocznie wykonanie kompletu badań, na które trzeba trochę poczekać. O tym wszystkim chciałaby Sylwia opowiedzieć mężowi, ale nie ma z nim niestety żadnego kontaktu. Nie odpowiada nawet na jej smsy…






W pierwszym tomie „Znaków życia” autorka opowiada o niełatwym życiu trzech kobiet, które muszą znosić wiele upokorzeń, muszę się zmierzyć z brakiem zrozumienia, szacunku i brakiem bliskości oraz czułości ze strony małżonków. Nie jest to jednak książka na wskroś smutna i dołująca, bo pokazuje siłę kobiet i ich niezłomną walkę o rodzinę, dom, partnera, a także w obliczu braku pomocy ze strony mężów, dążenie do zapewnienia bytu najbliższym.

Wioletta Milewska dokonuje dogłębnej analizy relacji międzyludzkich,  gdzie mężczyzna jest panem domu, głową rodziny a kobieta powinna być mu bezwzględnie oddana i posłuszna. Nie powinna mieć swojego zdania i musi być mu bezwzględnie oddana. Jemu wolno wszystko, nawet podnieść na nią rękę – ona nie ma żadnych praw. Jest tylko kobietą, czyli niczym.
Myślę, że książka skierowana jest raczej do starszego czytelnika, mającego już bagaż doświadczeń, umiejącego zrozumieć i pojąć, z czym muszą na co dzień borykać się bohaterki.  

Pierwszy tom niejednokrotnie doprowadził mnie do granic wzburzenia – do tego stopnia, że miałam wręcz ochotę znaleźć się w tym wykreowanym przez autorkę, ale jakże realnym i prawdziwym świecie, i spróbować w jakiś sposób wpłynąć na losy Malwiny, Wiktorii czy też Sylwii. Uświadomiłam sobie, że w naszym kraju, ale i poza nim równouprawnienie jest pojęciem względnym i nie zawsze stosowanym.
Tak, wiem, że to książka, ale niestety mam świadomość, że wiele kobiet podziela los bohaterek… Uzależnienia mężów niekoniecznie od gazet i filmów dla dorosłych, ale od alkoholu, narkotyków, hazardu i innych powodują, że kobiety za nałóg mężczyzn obwiniają siebie. Nie są, nie były wystarczająco dobre, nie dbały wystarczająco o dom, męża, za mało się starały lub nie starały się w ogóle – to jest ich myślenie, odczucia i obciążenie dla psychiki. I starają się mocniej, i mocniej, bardziej i bardziej, walczą, patrzą mężom na ręce, bo myślą, że w ten sposób im pomogą zwalczyć uzależnienie,  a gdy to się nie udaje – znów obwiniają siebie. 

„Nie rycz! Tylko nie rycz! Potem sobie możesz poryczeć. W nocy możesz ryczeć, ale teraz nie rycz! Nie wolno ryczeć!”

I kółko się zamyka a historia zaczyna się od początku. Cały czas same w tej walce, nie pokazują ile je to kosztuje cierpienia i wysiłku, jak bardzo boli brak szacunku, wsparcia i pomocy. Nikt nie może wiedzieć, ani odkryć, co czuje…
 

  Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Psychoskok.