Dzisiejsza
recenzja będzie podyktowana przez emocje, jakie mi towarzyszyły przy czytaniu
książki – od smutku, rozgoryczenia, bezsilności po obezwładniającą wściekłość i
chęć odreagowania. To recenzja książki, która wywróciła moje wnętrze, wypruła
mnie z emocji, doprowadziła na skraj totalnego smutku, a zaraz potem do
skrajnej wściekłości na niesprawiedliwość, chamstwo, prostactwo, ograniczenia
wynoszone z rodzinnego domu i skrajny brak szacunku…
„Znaki
życia” to dwutomowa powieść o życiu trzech kobiet mieszkających w pewnej
mazurskiej wsi. Na pozór nic je nie łączy, ale z czasem czytelnik zaczyna
odkrywać ich wzajemne relacje.
Sylwia,
Wiktoria i Malwina to młode kobiety, będące sąsiadkami w mazurskich
Pietruchach. Niby każda z nich ma swoje życie, ale łączy je jedno – są
nierozumiane, niedoceniane i nieszczęśliwe w związkach. Każda z nich próbuje w
jakiś sposób walczyć o swoje małżeństwo – walczą o swoje życie, partnera, miłość...
Malwina
pewnego dnia odkrywa, że jej mąż Błażej chowa na poddaszu stodoły gazety dla
dorosłych. Uznaje to za zdradę, ale w obliczu skruchy męża i jego obietnic, że
to się więcej nie powtórzy, daje mu drugą szansę. Stopniowo jednak
odkrywa kolejne tajemnice męża, których chyba wolałaby nigdy nie poznać? Jak
zachować się w obliczu wielokrotnej zdrady partnera, który na domiar złego
okazuje się być seksoholikiem? Uzależnionym od gazet i filmów dla dorosłych,
pań, za których usługi trzeba płacić, aby wreszcie odkryć, że małżonek w
niejednym domu u niejednej sąsiadki na wsi bywał w wiadomym celu… Przyłapany na
gorącym uczynku wszystkiego się wypiera i winą za swój stan obwinia Malwinę.
„Co miałem zrobić, jak byłaś taka?”- mówi.
Tylko
jaka była Malwina? Zajęta od świtu do nocy gospodarstwem, obrządkiem przy
zwierzętach, plonami, zbiorami, wychowywaniem córki Niny i wreszcie zdobywaniem
pieniędzy na utrzymanie rodziny, bo Błażej tego wcale nie robi. Mąż znikający
na całe dnie, wszelkie prace przy gospodarstwie odwlekający w czasie, aż w
końcu wykonuje je za niego żona? Błażej nie stara się i nie chce zrozumieć, że jego
zachowanie to uzależnienie, a on sam doprowadza ich małżeństwo na skraj przepaści.
Jego uzależnienie postępuje, a Malwina zaczyna za jego stan coraz bardziej
obwiniać siebie.
„Bo ja
nie potrzebuję tyle co on… ja mam za mało czasu… co ja mam robić? To moja wina…
to przeze mnie… czemu ze mną nie rozmawia? … co ja takiego zrobiłam?”
Jej
niska samoocena i brak wiary w siebie został zakorzeniony w domu rodzinnym.
„Malwina
miała bowiem złe wzorce wyniesione z domu rodzinnego, które nakazywały kobiecie
za wszelką cenę utrzymać związek i dom oraz być uległą, a wręcz służalczą w
stosunku do mężczyzny, mężczyźnie natomiast dawały całkowicie wolną rękę w
każdej kwestii, z naciskiem na kwestię spożywania alkoholu w ogromnej
obfitości, a bardziej uogólniając: pielęgnowania czynności nałogowych.”
Czy tak
nie wygląda życie wielu kobiet na tym świecie? Brak szacunku do siebie samej
wyniesiony z rodzinnego domu rzuca się
cieniem na całe dorosłe życie.. I szczęściem jest, gdy zwiąże ona z mężczyzną,
który stopniowo, krok po kroku umacnia jej wiarę w siebie i w swoje „ja”. Nasze bohaterki nie miały niestety takiego szczęścia…
Wiktoria
od dziecka została nauczona, „iż nie warto walczyć o swoje, bo to kosztuje dużo
energii, a dóbr własnych i tak nie ma szansy odzyskać.”
Kiedy do jej domu wprowadza się
brat Tomek razem ze swoją dziewczyną Agatą, Wiktoria przyjmuje ich, wiedząc, że
ta „wizyta” potrwa długo, bo młodzi budują dom. Nie mają skrupułów w
wykorzystywaniu dobroci i gościnności kobiety. Pasożytują na niej, korzystając
ze wszystkiego, co ma Wiktoria, sami nie dając w zamian absolutnie nic.
Zatrudniają na budowie męża Wiktorii, Ksawerego, ale zamiast uczciwego wynagrodzenia
za swoją pracę, mężczyzna otrzymuje komplet bielizny. Później już nawet tego
nie dostaje i pracuje za darmo, zaniedbując prace gospodarskie i domowe.
Z czasem Wiktoria odsłania przed czytelnikiem więcej swoich głęboko skrywanych tajemnic z dzieciństwa i powoli zaczynamy rozumieć, dlaczego kobieta nie potrafi się zbuntować. Dlaczego nie potrafi powiedzieć mężowi, bratu, dziewczynie brata, matce, że zwyczajnie ją wykorzystują i traktują, jak służącą… Na dodatek, jakby tych wszystkich problemów było mało, kobieta odkrywa, że ktoś regularnie okrada ją i jej gospodarstwo. Kim jest złodziej? Czy Wiktorii uda się to ustalić?
Trzecią
bohaterką jest Sylwia, której mąż często wyjeżdża w delegacje i kobieta przez
to spędza mnóstwo czasu samotnie, tęskniąc za ukochanym mężem, który nie ma
wcale potrzeby, by skontaktować się z żoną i choćby zapytać o jej samopoczucie, czy zapewnić o
swoim uczuciu do niej.
Sylwię
zaczynają nękać okropne bóle głowy, na które nie pomagają żadne lekarstwa,
jakimi dysponuje kobieta. Są na tyle silne i uporczywe, że utrudniają jej
funkcjonowanie, więc decyduje się na wizytę u lekarza. Ten zaleca niezwłocznie wykonanie
kompletu badań, na które trzeba trochę poczekać. O tym wszystkim chciałaby
Sylwia opowiedzieć mężowi, ale nie ma z nim niestety żadnego kontaktu. Nie
odpowiada nawet na jej smsy…
W
pierwszym tomie „Znaków życia” autorka opowiada o niełatwym życiu trzech kobiet,
które muszą znosić wiele upokorzeń, muszę się zmierzyć z brakiem zrozumienia,
szacunku i brakiem bliskości oraz czułości ze strony małżonków. Nie jest to
jednak książka na wskroś smutna i dołująca, bo pokazuje siłę kobiet i ich
niezłomną walkę o rodzinę, dom, partnera, a także w obliczu braku pomocy ze
strony mężów, dążenie do zapewnienia bytu najbliższym.
Wioletta
Milewska dokonuje dogłębnej analizy relacji międzyludzkich, gdzie mężczyzna jest panem domu, głową
rodziny a kobieta powinna być mu bezwzględnie oddana i posłuszna. Nie powinna mieć
swojego zdania i musi być mu bezwzględnie oddana. Jemu wolno wszystko, nawet
podnieść na nią rękę – ona nie ma żadnych praw. Jest tylko kobietą, czyli
niczym.
Myślę, że książka skierowana jest
raczej do starszego czytelnika, mającego już bagaż doświadczeń, umiejącego
zrozumieć i pojąć, z czym muszą na co dzień borykać się bohaterki.
Pierwszy
tom niejednokrotnie doprowadził mnie do granic wzburzenia – do tego stopnia, że
miałam wręcz ochotę znaleźć się w tym wykreowanym przez autorkę, ale jakże
realnym i prawdziwym świecie, i spróbować w jakiś sposób wpłynąć na losy
Malwiny, Wiktorii czy też Sylwii. Uświadomiłam sobie, że w naszym kraju, ale i
poza nim równouprawnienie jest pojęciem względnym i nie zawsze stosowanym.
Tak, wiem, że to książka, ale
niestety mam świadomość, że wiele kobiet podziela los bohaterek… Uzależnienia
mężów niekoniecznie od gazet i filmów dla dorosłych, ale od alkoholu,
narkotyków, hazardu i innych powodują, że kobiety za nałóg mężczyzn obwiniają
siebie. Nie są, nie były wystarczająco dobre, nie dbały wystarczająco o dom,
męża, za mało się starały lub nie starały się w ogóle – to jest ich myślenie,
odczucia i obciążenie dla psychiki. I starają się mocniej, i mocniej, bardziej
i bardziej, walczą, patrzą mężom na ręce, bo myślą, że w ten sposób im pomogą
zwalczyć uzależnienie, a gdy to się nie
udaje – znów obwiniają siebie.
„Nie rycz! Tylko nie rycz! Potem
sobie możesz poryczeć. W nocy możesz ryczeć, ale teraz nie rycz! Nie wolno
ryczeć!”
I kółko
się zamyka a historia zaczyna się od początku. Cały czas same w tej walce, nie
pokazują ile je to kosztuje cierpienia i wysiłku, jak bardzo boli brak
szacunku, wsparcia i pomocy. Nikt nie może wiedzieć, ani odkryć, co czuje…
Dziękujemy za recenzję, pozdrawiamy a zainteresowanym życzymy przyjemnej lektury :)
OdpowiedzUsuń