Pewnego dnia pewna mała dziewczynka siada w kawiarni, zamawia dla siebie bitą śmietanę i siedząc przy stoliku marzy o tym, aby móc w takim miejscu spędzać jak najwięcej czasu. Kawiarnia wydaje się jej tak magicznym i fascynującym miejscem, że najchętniej by z niego nie wychodziła. Tego odczucia nie może jej popsuć nawet fakt, że zamówiona bita śmietana nie smakuje tak, jak sobie to wyobrażała... Ta mała dziewczynka nie przypuszcza jeszcze, że kiedy dorośnie będzie spędzać w takim miejscu mnóstwo czasu – żeby nie powiedzieć, że będzie spędzać tam prawie całe dnie.
Z tą małą dziewczynką ponownie
spotykamy się po latach, kiedy jest już dorosłą kobietą, szukającą pracy w
restauracji, albo w pubie. Od tego momentu książka pisana jest, jak pewnego
rodzaju pamiętnik opisujący pracę w gastronomii.
Niech jednak nie zrazi Was temat przewodni książki. Nie znajdziemy w niej przepisów, bo nie jest to książka kucharska. Autorka opisuje pracę
w gastronomii tak ciekawie, że książkę się czyta jednym tchem.
Dla mnie –
laika w kwestii pracy jako kucharz, czy kelner - książka była swoistą skarbnicą
informacji o tym, jak taka działalność restauracji wygląda od strony jej
zaplecza. Czytanie „Gastronautki“ wiązało się dla mnie z czytaniem o czymś,
o czym miałam dotąd tylko nikłe pojęcie. Owszem miałam jakieś wyobrażenie,
jak taka praca może wyglądać, ale nie zdawałam sobie sprawy z bardzo wielu
aspektów związanych z tymi zawodami.
Nie
sądziłam, że w pubie w Anglii, gdzie pracuje główna bohaterka jest z góry określona
ilość czasu na podanie gościom zamówionego przez nich dania. Czas ten wyświetla
się na ekranie w kuchni, a gdy zostanie przekroczony, klient ma prawo
domagać się zwrotu pieniędzy.
Czy
wiedzieliście, że obsługa sali ma przypięte przy paskach coś w rodzaju pagera,
który wibrując informuje, że danie zamawiane przez klienta jest już do odbioru
z kuchni i należy je zanieść do stolika?
Albo, czy
ktoś z Was wiedział, że przygotowane danie stawiane jest przez kucharza na
specjalnej podgrzewanej półce. Kelner ma mało czasu, by taki talerz stamtąd
zabrać, bo gdy takie danie czeka zbyt długo, talerz robi się za gorący, aby
można było normalnie złapać i zanieść bezpiecznie do klienta?
Nie wiem,
czy podobnie jest u nas w kraju, ale przeczytanie o tym było to dla
mnie całkowitym zaskoczeniem.
Róża Wigeland w swojej książce
przeprowadza czytelnika przez morze najprzeróżniejszych sytuacji i zdarzeń,
które zapewne spotykają personel bardzo często: zbyt mała
obsada pracowników na sali, zbyt duża ilość klientów, a każdy z nich musi
otrzymać swoje zamówienie na czas. Problematyczni klienci po spożyciu
nadmiernej ilości alkoholu lub młoda dziewczyna po zażyciu narkotyków.
To wszystko
i o wiele więcej możemy znaleźć w „Gastronautce“.
Książka ta nie jest love story,
romanich, sensacją, czy thrillerem a czyta się ją jak świetną powieść przygodową – wciągnęła mnie od
pierwszej strony. To książka, w której
nie znajdziemy zbyt dużej ilości dialogów, a bardzo dużo opisów. Czytanie
ich nie jest jednak w żadnym momencie męczące lub uciążliwe. Narracja w
pierwszej osobie nadaje autentyczności i wiarygodności a także pozwala
na wczucie się w postać głównej bohaterki – jej przemyślenia, obserwacje, a także
wykonywaną pracę.
Muszę jeszcze wspomnieć o urokliwej
okładce książki, która przyciągnęła moją uwagę przy wyborze kolejnej powieści
do zrecenzowania (choć staram się nie oceniać książek po okładce).
Książkę czyta się naprawdę
przyjemnie, niejednokrotnie z uśmiechem na ustach, gdy głównej bohaterce
przydarzają się w pracy zabawne sytuacje.
Dzięki „Gastronautce“
wiem już, że będąc w restauracji na pewno w inny sposób już będę patrzeć
na pracę personelu – to także tylko ludzie, którzy mają swoje problemy, złe
chwile, czy gorsze dni. Na pewno należy na ich pracę spojrzeć z większą wyrozumiałością.
Nie stawiać się z góry na pozycji „jestem klientem i mam do
wszystkiego prawo“... Kelner, kucharz, menager sali, barman to tacy sami
ludzie, jak Ty i ja – nie możemy o tym zapominać.
Po przeczytaniu książki Róży Wigeland z czystym
sumieniem mogę napisać, że polecam tą powieść – naprawdę dobrze się bawiłam przy jej
czytaniu.
Za
możliwość przeczytania „Gastronautki“ dziękuję Wydawnictwu Novae Res.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz